środa, 19 lutego 2020

Absurdy Florydy

Jak wiecie Ameryka to kraj kontrastów. Z jednej strony jest mnóstwo możliwości, z drugiej zaś wiele nielogicznych zasad i procedur. Dlatego panuje tutaj tyle dziwnych, a zarazem śmiesznych absurdów. Jakiś czas temu pisałam Wam o absurdach Ameryki (część Iczęść IIczęść III ). Wpisy  te wzbudzały wiele kontrowersji i spora część Polek mieszkających w innych stanach nie zgadzała się ze mną. Nie oczekuję, żeby ktokolwiek podzielał moje zdanie, ale ja swoją opinię mam. Nadal będę pisać o tych absurdalnych rzeczach, które mnie drażnią. 
Dzisiaj chę skupić się głównie na absurdach Florydy (dokładnie południowej Florydy), które ostatnio zauważyłam. Jakie z nich są największe i najbardziej powszechne moim zdaniem dowiecie się czytając dalej (niektóre zdjęcia zaczerpnięte z internetu).





1/ Japonki (flip-flops). 
Te buty opanowały całą Florydę. Nie ma w nich nic dziwnego, jeśli się je na plaże, ale ......Florydzianie ubierają je dosłownie wszędzie: do restauracji, teatru i na przyjęci. Uważam, że są miejsca, gdzie takie obuwie nie jest na miejscu. Ostatnio w ekskluzywnej restauracji, gdzie obowiązuje tzw "dress code" widziałam trzech mężczyzn w krótkich spodenkach i japonkach. Dziwię się, że zostali wpuszczeni, ale "klient nasz pan". 
Wielokrotnie widziałam, także w okresie zimnych dni na Florydzie (oj czasami bywa zimno) osoby ubrane w ciepłe bluzy z kapturem na głowie, w kurtki, czapki a na nogach japonki. 😦
Jakiś czas temu będąc w Północnej Karolinie wspinaliśmy się z mężem w góry .....było wysoko, stromo i bardzo zimno tego dnia. My mieliśmy na sobie wygodne obuwie, swetry i kurtki przeciwdeszczowe itp., a pewna grupa młodych ludzi oczywiście w japonkach, krótkich spodenkach i koszulkach z krótkim rękawem. Nie mogłam na nich patrzeć .....czy oni żartują, czy tak wybrali się w góry!!! 🥿👟👞


2/ Klient nasz pan.
Klient, który często może wszystko. Sklepy
zgadzają się na wiele niedorzecznych rzeczy, byle klient był zadowolony. Konsumenci wykorzystują to, oddając rzeczy bez rachunku, po długim okresie (nawet po kilunastu miesiącach od dnia zakupu), rzeczy noszone  itp. Często wykłócają się o dodatkową zniżkę, czy promocję. Manager  sklepu zgadza się dla "świętego spokoju", pomimo, że klient nie ma racji. 
Dzieci niszczą zabawki, rozrabiają w sklepie, ale nikt z pracowników sklepu, ani ochrona nie zwróci im uwagi. Dla mnie jest to absurdalne i niedopuszczalne zachowanie. Rozpuszczone społeczeństwo południowej Florydy, istna tragedia. 

3/ Mrożenie, klimatyzacja. 
Nie rozumiem dlaczego w sklepach, gabinetach lekarskich, kinie, restauracjach i innych miejscach publicznych klimatyzacja jest nastawiona na bardzo niską temperaturę......mrożą nas na maksa. Nawet w autobusie komunikacji publicznej jest zimno. Na dworze ciepło a w autobusie ludzie muszą ubierać ciepłe swetry lub kurtki.....inaczej nie da się wysiedzieć. Rozumiem, że bez klimatyzacji na Florydzie nie dało by się normalnie funkcjnować, ale mrozić nas nie trzeba. 😁

4/ Napiwki. 
Kolejny absurd, którego nie mogę pojąć. Napiwki to dodatkowe wynagrodzenie, gratyfikacja za dobrą obsługę, wyraz zadowolenia klienta. To nasza dobra wola. Napiwek nie jest obowiązkowy, ale w niektórych krajach jak USA jest niepisanym przymusem. Pracodawcy nie chcą płacić godnego wynagrodzenia swoim pracownikom, tak więc my klienci musimy zostawiać napiwki. Niezależnie, czy jest dobra obsługa, czy nie. Niektóre restauracje, przy rachunku, automatycznie kasują klienta z dodatkowym wynagrodzeniem (napiwkiem) .....okropność. Często na rachunku, który dostajesz jest już wyliczona sugestia ile powinieneś zostawić gratyfikacji - 25%..., 20%... 18 % lub 15 %.... Zmuszając konsumenta do zostawienia napiwku. Podobnie jest także na rejsach statkami. Oprócz wydanej kasy na wycieczkę statkiem, firma kasuje klienta z karty kredytowej dodatkowy napiwek - za każdy dzień pobytu. 
Uważam, że w niektórych miejscach jak Starbuck - kawiarniach, piekarniach, gdzie podają Ci tylko kawę, czy słodkie bułki i płacisz za to nie mało, napiwki nie powinny być wymagane. Czasami zostawiam a czasami nie. 




5/ Amerykańskie toalety. 
Nie wiem czy widzieliście amerykańskie toalety kochani, ale musicie je zobaczyć. Wielkie szpary między drzwiami w publicznych toaletach. W każdym cywilizowanym kraju, po zamknięciu drzwi w publicznej toalecie możesz robić ......cokolwiek tam robisz i nikt Cię nie zobaczy. W Ameryce nie ma takiej gwarancji.......brak prywatności. Tutaj szpara bywa tak duża, że osoba stojąca przed drzwiami może dostrzec, że masz opuszczone majtki....ha ha ha. Na dodatek widać Ci nogi, prawie do łydki i opuszczone majtki widać w całej okazałości. 😃

Jakie jest Wasze zdanie na ten temat, czy spotkaliście się z podobnymi lub innymi absurdami w kraju, w którym mieszkacie?

Możecie mnie też zobaczyć na: 
...........................................................................
DZIEKUJE ZA KAZDY KOMENTARZ. ㋡  / THANK YOU FOR YOUR COMMENTS. ㋡  
KOMENTARZ POJAWI SIĘ PO ZATWIERDZENIU PRZEZ WLASCICIELA BLOGA. /ALL COMMENTS WILL APPEAR AFTER APPROVAL  BY THE BLOG OWNER.
WSZYSTKIE KOMENTARZE ZAWIERAJACE LINKI (DO BLOGOW, SKLEPOW ITP.) NIE BEDA UDOSTEPNIANE NA BLOGU.
COMMENTS CONTAINING ALL LINKS (TO BLOGS, SHOPS ETC.) WILL NOT BE SHARED TO BLOG.

21 komentarzy:

Symforyna pisze...

Ostatni punkt zdecydowanie wygrywa :D

Life in America pisze...

Symforyna ...o tak to dobre, toalety są dziwne. ;-)

Anonimowy pisze...

Zgadzam się z każdym punktem. Mnie natomiast drażni ta klimatyzacja, "mrożenie "nas. Do Walmartu nigdy nie wchodzenia bez bluzy czy kurtki .

Life in America pisze...

O tak to jest okropne ......kiedyś nas zamrożą ;-)

Klaudia pisze...

O japonkach i toaletach przekonałam się na własnej skórze ;)

Life in America pisze...

Klaudia ....oczywiście tak jest...pozdrawiam. ;-)

Mirek Bieniak pisze...

Takie toalety, pamiętam z dworca kolejowego we Lwowie(lata 80-te), natomiast po 30-stu latach pobytu na Florydzie, nic mnie tu nie zdziwi. Absurdy są widoczne na każdym kroku,ale ja już przestałem z nimi walczyć a "walczyłem"; pisałem listy do gazety(St.Pertersburg Times, obecnie Tampa Bay Times)i chodziłem do Ratusza(City Hall).Jeden z moich listów wydrukowali i w dwóch przypadkach, odniosło to skutek.Chodziło o brak cienia, nad placami zabaw dla dzieci.Odzew przyszedł ażz dalekiej Australii.Później walczyłem o możliwość hodowania małych zwierząt domowych,typu miniaturowy koziołek, czy drobiu. Po latach, można mieć nawet owcę, czy świnkę wietnamską. Ostatni nonsens, to 3 światła sygnalizacyjne, nad trzema pasami ruchu i brak zielonej strzałki, do skrętu w lewo.Ja już to "olałem", ale ktoś inny chyba musiał zareagować, bo po tylu latach w końcu zainstalowali, już (czwarte) światło...

Life in America pisze...

Panie Mirku ....Ja nie walczę, bo to jest walka z wiatrakami, lecz opisuję te dziwactwa. Niektórzy w Polsce (bo tam mam więcej czytelników) nie wiedzą, o tych sprawach tak, więc dobrze im to pokazać. ;-)

Anonimowy pisze...

Asiu:)
Fantastyczny post! Uwielbiam takie:)
Ja takze, gdybym mogla, chodzilabym wylacznie w japonkach. Uwielbiam japonki. Niemniej ograniczaja mnie dwie rzeczy: pogoda i zdrowy rozsadek. Po gorach chodze wiec w butach gorskich. No bo jesli swoje zdrowie mam gdzies,, to nie chce narazac zdrowia innych ratujacych mnie, gdybym w tych japonkach przypadkiem sie niemal zabila.....
Jesli chodzi o dresscod to ja jestem raczej dres, kodu mi brakuje. Tak, rozumiem, ze sa miejsca, gdzie obowiazuje stroj. Ale jestem wybitnie niekumata i albo odpuszczam (czyli nie wchodze zwiedzic swiatyni, bo mam stroj urazajacy oko, albo wchodze w stroju srednim do teatru, bo stroj galowy mnie zabija).
Ale przynajmniej wiem, ze nooo nie powinnam.
Sklepy. No coz w Polsce masz dokladnie odwrotnie jesli chodzi o obsluge. Zazwyczaj. Natomiast dzieci ponizej 14 rz unikam jak ognia, wiec nie doswiadczam nadmiernie bledow, ktore popelniaja ich rodzice. Bo dziecko zachhowuje sie sie tak, jak pozwoli mu rodzic. A wychowywanie dzieci to sztuka i to trudna. Nie podejmuje sie wychowywania cudzych malolatow. Moje mi wystarczyly i dostarczyly sporych emocji.
A te toalety przerazajace musze zobaczyc za wlasne oczy!!! Mamy plan za rok, wiec juz niedlugo!

Wiecej takich postow! Swietnie je piszesz, bo nie narzekasz tylko opisujesz. Cudnie.

Pozdrawiam cieplo AgulaW

Anonimowy pisze...

Bardzo ciekawy, a momentami śmieszny post. Tymi japonkami rozbawiłaś mnie totalnie. Mnie od razu przyszedł na myśl polski absurd - głośna do bólu muzyka na weselach i w kameralnych klubach. DJ-e i wokaliści zespołów weselnych uznają, że rozmowa towarzyska to już przeżytek. Ostatnio byłam w klubie - kawiarni, nikt nie uprzedził, że będzie głośno. Kiedy pojawił się DJ, nie było już szans na rozmowę, interwencja i prośba o wyciszenie muzyki okazały się bezskuteczne. Zaczynam unikać lokali z muzyką.

Life in America pisze...

AgulaW już nie mogę się doczekać jak sama na oczy zobaczysz te absurdy ......
Postaram się więcej pisać na ten lub podobne tematy. Trochę się boję linczu, bo znowy na grupie Polki na Florydzie mnie skrytykowały. Jak napiszę coś miłego i normalnego to nie ma żadnego odzewu, a jak jest trochę ostrzej to prawie sama krytyka.
Ja też pozdrawiam ;-)

Life in America pisze...

Tak w każdym kraju są absurdy, których nie można pojąć.
Jeśli chodzi o Amerykę to tutaj jest podobnie z muzyką .....głośno i jeszcze raz głośniej. Bywa też głośno w restauracjach, a to przez głośno rozmawiajacych Amerykanów, czasami nie można się skupić na niczym.....a już o spokojnej i romantycznej atmosferze można pomarzyć. ;-)

Basia pisze...

Masz rację w każdym punkcie. Co do mrożenia nas, jest jeszcze jeden dziwny absurd. Jak już wspomniałaś, temperatura w pomieszczeniach publicznych jest bardzo niska, ale jeśli taka sama temperatura jest na zewnątrz w okresie "zimowym to wtedy automatycznie włączają ogrzewanie ��.
Sama też pracuje w dużym sklepie, więc rozpieszczonych klientów mam na co dzień. Koszmar!

Agnieszka pisze...

świetny, humorystyczny wpis

Life in America pisze...

Basia dzięki, że myślisz tak samo ......zapomniałam o tym ogrzewaniu. Rozpieszczeni klienci to mało, czasami są agresywni, opryskliwi itp. nie można się z nimi dogadać. Tak prawdziwy koszmar ;-)

Kasia pisze...

świetnie się czyta :D

Life in America pisze...

Dziękuję Kasia ;-)

Ola pisze...

u nas w kraju z roku na rok coraz więcej absurdów

Life in America pisze...

Ola domyślam się, że mieszkasz w Polsce......nasz kraj to jeden wielki absurd ;-(

Sylwia pisze...

Hahahaha ostatni punkt mnie rozwalił 😂!

Life in America pisze...

Sylwia ......Czasami to nie jest zabawne, kiedy przez szpary widzisz drugą osobę. ;-)