poniedziałek, 18 września 2017

Moje przeżycia podczas huraganu Irma ☔⛅🌴😢

Pierwszy raz w moim życiu miałam okazję doświadczyć jak to jest, gdy pojawia się huragan. Powiem Wam, że nie jest to przyjemne przeżycie. Bałam się bardzo a na dodatek media informowały, że będzie to najgorszy huragan jaki dotąd był na Oceanie Atlantyckim. Kategoria 4-5 na pięciopunktowej skali Saffira - Simpsona. 
Jeśli jesteście zainteresowani jak stawiłam czoło huraganowi IRMA ..... zapraszam do dalszego czytania. ☔😢🌂








Dzisiaj jest już po wszystkim i jestem razem z mężem bezpieczna, ale było dość niebezpiecznie i groźnie. Mamy wreszcie prąd, tak więc mogę Wam wszystko opisać. 
Zacznę może od początku. Media informowały nas, że nadchodzi niebezpieczny huragan IRMA, że będzie przechodził przez Florydę, lecz nikt nie był w stanie przewidzieć gdzie dokładnie uderzy. Zawsze należy się przygotować na ewentualne spotkanie z furią huraganu. My przygotowywaliśmy się spokojnie do tego wydarzenia. Dużo ludzi postanowiło się ewakuować i wyjechać z Florydy. My zostaliśmy na miejscu. Mój mąż przeżył już kilka huraganów, tak więc wiedział co należy robić. Zabezpieczyliśmy okna i balkon w naszym mieszkaniu. Na okna w sypialni zostały zasunięte specjalne żaluzje przeciwhuraganowe. Okna w salonie zostały zabite deskami .....wiem dziwnie to brzmi. Specjalnie, aby w razie mocnego wiatru nic nie wybiło okna. 
Wszystkie rzeczy z balkonu: kwiaty, doniczki, krzesełka, grill, rowery i stolik zostały wniesione do domu, aby przede wszystkim nie stały się zagrożeniem dla innych domów, gdy zostałyby porwane przez silny wiatr.  Zaopatrzyliśmy się także w dużą ilość wody i suchego prowiantu na okres kilku dni. Mamy także grilla i kuchenkę na gaz, tak więc w razie braku prądu, można przyrządzić gorący posiłek, napić się kawki-herbatki i grillować (jak to zwykle robią Amerykanie) wyjadając zapasy z powoli rozmrażającej się zamrażarki.  😊

Mocny wiatr i deszcz zaczął się u nas w Coral Springs już w sobotę 09 września wieczorem, ale nie było jeszcze tak strasznie. Od soboty od godziny 4pm (16 czasu polskiego) był zakaz wychodzenia z domów, natomiast wieczorem była ogłoszona godzina policyjna. 



Siedzieliśmy w domku zabezpieczeni i oglądaliśmy telewizję. Zaczęło się tak naprawdę w nocy z soboty na niedzielę. O piątej rano obudził nas silny wiatr i stukanie deszczu w blaszane rolety. Nie mogliśmy spać, tak więc wstaliśmy i włączyliśmy TV, żeby zobaczyć jak to wszystko przebiega. Mieliśmy dużo szczęścia, gdyż huragan zmniejszył się z kategorii 5 na 4 i zmienił kierunek bardziej na zachód w okolice Sarasoty i Tampy, mimo tego odczuliśmy efekty, gdyż średnica Irmy wynosiła 500 mil, czyli 800 km. Udało nam się napić ciepłej herbaty i kawy kiedy o 7 rano usłyszeliśmy huk - wybuch transformatora i zapadła ciemności .....zostaliśmy bez prądu. 

Kotłowało się wszystko całą niedzielę i wiało okropnie. Bałam się bardzo .....co będzie. Od czasu do czasu wychodziliśmy na korytarz, żeby zobaczyć co się dzieje i jakie drzewa przelatują obok. Jak trochę się uspokoiło musieliśmy wyjść z pieskiem na szybkie siku.
Powiem Wam, że Fiona była bardzo dzielna, ale nie odstępowała nas na krok. Najczęściej w czasie burzy chowa się do garderoby i tam siedzi, to jest jej schronienie. Tym razem było inaczej nie chowała się tam. Nie bała się tak bardzo, jak myśleliśmy. Daliśmy jej tabletkę uspakajającą. 🐶😘🐕




Podczas huraganu zmuszeni byliśmy siedzieć w domu. Przy świecach (prądu brak), czytaliśmy książki, graliśmy w karty i scrabble, dużo rozmawialiśmy wspominając historie z dzieciństwa, a nawet mój mąż wpadł na bardzo romantyczny pomysł czytania poezji, więc był wieczór poetycki.....bezcenne chwile. Pomimo tego huraganu spędziliśmy ze sobą trochę czasu, inaczej niż zwykle.  😉
Wyjadaliśmy zapasy i dużo spaliśmy. W nocy było dość gorąco i strasznie,  a także ciemno, że nie widać było nawet czubka nosa. Za oknami cały czas hulał wiatr.

Powiem Wam, że bałam się okropnie. Mieliśmy dużo szczęścia, że Irma nie szła bezpośrednio na nas, tylko udała się w innym kierunku. Nie mieli tego szczęścia inni, którym huragan zniszczył cały dobytek. Cóż zrobić to jest żywioł i ludzie w takiej sytuacji są bezsilni, nie mogą nic zrobić. 







W poniedziałek rano można było już wyjść z domu. Pogoda piękna, świeciło słońce ....jakby nic się nie stało. Tylko wiatr jeszcze trochę wiał. Fiona mogła wreszcie pójść na porządny spacer, a my spacerując z nią oglądaliśmy szkody jakie wyrządził na naszym osiedlu huragan. Sprawdziliśmy także czy nasz samochód był cały. 
Było dużo powywracanych drzew i połamanych gałęzi...... nieprzejezdne ulice. Na chodnikach pełno liści i piachu ....dobrze ze tylko na tym się skończyłoOczywiście brak prądu, ale przynajmniej można było otworzyć okno i przewietrzyć mieszkanie. Na trawie przed domami zaczęło się grillowanie i wyjadanie zapasów z rozmrażających się lodówek. 






Jedyny plus tej całej historii, że duże galerie i sklepy były zamknięte, a także szkoły, banki i wszystkie urzędy państwowe. Nie zdarza się to często, gdyż nawet w święta galerie są zawsze otwarte. Ja nie pracowałam, natomiast mój mąż pracując jako kierowca autobusu musiał pojechać na kilka godzin do pracy.

Najgorsze w tym wszystkim jest również to, że w czasie huraganu kryminaliści okradają sklepy i domy. Jak można w taki sposób postępować. Ludzie pozostawili całe majątki by ratować siebie, a inni wykorzystują to by się nieuczciwie wzbogacić. To jest nieludzkie i godne potępienia. Mam nadzieję, że poniosą za to karę. 

Na dzień dzisiejszy jesteśmy cali i zdrowi. Nie mieliśmy prądu przez kilka dni, ale bez tego można było przecież żyć. Choć upały doskwierały okropnie .....najgorzej było w nocy. Kiedy włączyli w środę wieczorem prąd to wszyscy sąsiedzi łącznie z nami krzyczeli ze szczęścia....a mój mąż w pełnej euforii upajał się chłodnym powietrzem z klimatyzacji. 

Cieszę się bardzo, że huragan Irma był dla nas bardzo łaskawy i nie wyrządził w naszym rejonie dużych szkód. Choć inni ludzie nie mieli tyle szczęścia. Dziękuję Wam wszystkim znajomym i nieznajomym oraz rodzinie za troskę i modlitwy. To wiele dla nas znaczyło. 💓👄💓
Pozdrawiam i zasyłam buziaki Joanna 💋



Możecie mnie też zobaczyć na:
...........................................................................
DZIĘKUJĘ ZA KAŻDY KOMENTARZ. ㋡  / THANK YOU FOR YOUR COMMENTS. ㋡  
KOMENTARZ POJAWI SIĘ PO ZATWIERDZENIU PRZEZ WŁAŚCICIELA BLOGA. /ALL COMMENTS WILL APPEAR AFTER APPROVAL  BY THE BLOG OWNER. 
WSZYSTKIE KOMENTARZE ZAWIERAJĄCE LINKI (DO BLOGÓW, SKLEPÓW ITP.) NIE BĘDĄ UDOSTĘPNIANE NA BLOGU.
COMMENTS CONTAINING ALL LINKS (TO BLOGS, SHOPS ETC.) WILL NOT BE SHARED TO BLOG.

14 komentarzy:

Bogusia pisze...

Nie zazdroszczę przeżyć, całe szczęście, że nic Wam się nie stało. Życzę, aby wszystkie huragany Was omijały. Pozdrawiam.

Life in America pisze...

Dziękuję .....tak mieliśmy dużo szczęścia. Również pozdrawiam. ;-)

Unknown pisze...

Pięknie napisane Pani Joanno czytałam z przyjemnością!!! Ja mieszkam w Davie jestem na Florydzie od 1982 roku to tez już kilka huraganów "przeżyłam" - wszystkie w domu na Davie...ten ostatni pomimo "impact windows" postanowiliśmy nie spędzać w domu..."wylądowaliśmy" w stanie Alabama w mieście Troy z trzema kotami w małym pokoju hotelowym...wyjazd na północ był bardzo ciężki zabrało nam ponad 3 dni aby dostać się do Alabamy...powrót dużo łatwiejszy - nie było na szczęście takiego dużego trafiku...Z przyjemnością pisze ze dom znaleźliśmy w "jednym kawałku" nie było nawet potrzeby robienia jakichkolwiek napraw. Moja rodzina tj. córka z mężem moim 10letnim wnuczkiem zostali w domu (w Cooper City), w domu pozostała także moja siostra z mężem (w Davie) i moja siostrzenica z mężem (w Boca Raton).
Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za piękną opowieść o przeżyciach huraganowych proszę wierzyć pozostaną one (wspienienia) na zawsze w Pani pamięci....takich cienkich i niebezpiecznych chwil nigdy się nie zapomina...

Olla pisze...

Asiu, nie bylam tak odwana, ucielkam do Georgia na caly tydzien, ale ja jestem mocmo starsza osoba, wiec sie troche balam, po powrocie nie znalazlam wiekszychn szkod, pozdrawiam.

Anonimowy pisze...

Ciesze sie,ze tak sie to dobrze dla Was skonczylo,ale nerwy I strach,to duzy stress.Pamietam Jak u nas na Long Island mial przejsc huragan Sandy.Spakowalam walizke,dokumentt,pieniadze.Siostra meza mowila,zebysmy przyjechali do nich,do Pennsylvania,ja miaie,ze za pozno I boje sie utknac na moscie w NYC,zostalismy.Wialo okropne.Ludzie nad zatoka,don't pozalewane,poniszczone,samochidy tez, okropne.Ja mam przed balkinem ogromne drzewo Jak choinka.Wchodzilo prawie do nas do domu.Przezylam, nie balam sie bardzo,ale....A teraz Puerto Rico, Dominic Republic,Mexico, Japan!!!! What's going on???? Pozdrawiam z Long Island 😼

Life in America pisze...

Dziękuję ;-) Nie zapomnę tego wydarzenia nigdy. Cieszę się bardzo, że mieliśmy tyle szczęścia i zakończyło się to tylko kilkoma przewróconymi drzewami.

Life in America pisze...

Zaufałam mojemu mężowi, on wiedział co robi....choć straszył mnie, żebym była przygotowana na najgorsze. ;-)

Life in America pisze...

Ja też się cieszę, że nas to bezpośrednio nie dotknęło tak bardzo jak mówili. Teraz kolejny huragan Maria szaleje i tyle narobił zniszczeń .....przykro mi bardzo. Również pozdrawiam ;-)

kashienka z OdkrywajacAmeryke.pl pisze...

Uff, dobrze, że tak to się skończyło - tylko na braku pradu. Przyznam szczerze ze ja bylam mocno zestresowana tym wszystkim :( Zarzadzilam ewakuacje do tesciowej w Georgii. Takze podziwiam, ze zostaliscie na miejscu - ale mysle ze jak ktos juz przezyl huragan, wie jak wszystko zapezpieczyc itp. W naszym przypadku byl to pierwszy raz a w mieszkaniu w bloku na parterze nie mamy zadnych zazpieczen typu zaluzje przeciwhurganowe...

Life in America pisze...

Ja też się cieszę że jest już po....mam nadzieję że mamy na długo spokoj z hutaganami. Nie dziwię Ci się Kasiu że uciekałaś, wyglądało to bardzo groźnie a bez żadnych zabezpieczeń nie powinno się zostawać w domu. ;-)

Anonimowy pisze...

A my dzisiaj doświadczyliśmy na Dolnym Śląsku i w wielu innych regionach Polski huraganu o nazwie Ksawery. Akurat wracałam z pracy, kiedy wiatr nabierał "siły". Pierwszy raz w życiu poczułam, jak wichura przestawia mój samochód, jak nie mogę nad nim zapanować. Jechałam do domu, prosząc Boga, żebym już była w garażu. Przyznam, że z trudem powstrzymywałam emocje, widząc nieporadność kierowców. Przestała działać sygnalizacja, więc robiły się ogromne korki. Kierowcy stawali w kikumetrowych odstępach, blokowali inne samochody. Dwukrotnie uciekłam w osiedlowe uliczki, unikając korka. Miałam wrażenie, że uciekam przed przerażajacym czarnym niebem, a ta złowieszcza chmura mnie goni. Zdążyłam wrócić do domu. Wobec żywiołu jesteśmy mali, bezbronni. To był nieporównywalnie słabszy huragan niż Wasz, a mimo to serce chciało mi wyskoczyć ze strachu. Pozdrawiam Asiu Ciebie i Nicka. Sabina

Life in America pisze...

Nie mów ...poważnie!!! To już w Polsce też są takie straszne wichury. U nas ostrzegają przed huraganem dużo wcześniej i w tym czasie nie można w ogole wychodzić z domu. Jest bardzo niebezpiecznie.
Przykro mi, że musiałaś przez coś takiego przechodzić. My tez pozdrawiamy ;-)

Agnieszka pisze...

To moze ja dodam troche o tym jak to wygladalo z Sarasoty. Irma miala uderzyc w niedziele, ale juz kilka dni wczesniej ewakuujacy sie mieszkancy i turysci z Miami blokowali jedyna autostrade na zachodnim wybrzezu. Mniej wiecej dwa tygodnie wczesniej (poprawcie mnie, jesli sie pomylilam o kilka dni) w Texas uderzyl huragan Harvey, wiekszosc instalacji do wydobywania i przesylu ropy zostala uszkodzona. Zaczely sie probelmy z benzyna. WIekszosc znajomych zdecydowala sie na ewakuacje i utknela w korkach na autostradzie albo w oczekiwaniu przez wiele godzin na stacjach benzynowych na jakiekolwiek dostawy paliwa. My zdecydowalismy sie zostac i z coraz wiekszym przerazeniem ogladalismy w TV, ze Irma jednak przesuwa sie bardziej na zachod i uderzy w okliacach Sarasoty. Przeprowadzilismy sie z Karoliny Polnocnej dopiero dwa miesiace wczesniej i wynajelismy mieszkanie bez jakichkolwiek zabezpieczen. WIedzielismy, ze na ewakuacje nie mamy szans, a i tak nie znajdziemy w ostatniej chwili hotelu dla naszej czworki i olbrzymiego psa (zreszta juz 3-4 dni przed uderzeniem, hotele ceny podniosly do 300-400 dolarow za noc).
I powiem Wam szczerze, ze to byl najlepszy wybor - posluchalismy rad wielu znajomych z pracy meza, ktorzy zyja na Florydzie od dziesiecioleci i przezyli nie jeden huragan. Najwazniejsze to miec duzo zapasow wody i suchego prowiantu, zabezieczyc mieszkanie (jesli jest taka mozliwosc), do wanny nalac maksymalnie duzo wody, jesli kanalizacja przestanie pracowac. I czekac... Ach i dodam jeszcze jedna rzecz od siebie - nie ogladac kanalow informacyjnych o zasiegu krajowym, tylko nasze lokalne. Ja glowie ogladalam tutejsze stacje z zachodniego wybrzeza, gdzie prezenterzy bardzo uspakajali i przygotowywali na najgorsze... ale to co zobaczylam na CNN, ktore ogladal moj maz, to myslalam ze ataku paniki dostane.

Life in America pisze...

Tak w takich sytuacjach panika nie jest wskazana. Ciesze się, że nic Wam się nie stało i macie to przykre doświadczenie za sobą.
Dziękuje za podzieleniem się swoimi spostrzeżeniami. ;-)